Jack (Owen Wilson) jest amerykańskim przedsiębiorcą, który wraz z rodziną przeprowadza się do południowo-wschodniej Azji. Pierwszego dnia pobytu w hotelu, odkrywa, że wszystkich urządzenia elektryczne nie działają. Wkrótce w mieście dochodzi do krwawych zamieszek. Mężczyzna wraz z żoną i dziećmi próbuje odnaleźć bezpieczne miejsce.
Beczka miodu: Akcja rozpoczyna się w 5tej minucie, a kończy 7 minut przez napisami. Czego tu nie ma! I zwykły nieznajomy nie będący zwykłym nieznajomym, i taksówkarz w służbie wywiadu, maczety, karabiny, czołgi i śmigłowce. Wybuchy w nocy, eksplozje za dnia, morderstwa, samobójstwa i wietnamska armia na deser. Jak...
Trzyma w napięciu do samego końca. Akcja zaczyna się po 10 minutach i trwa do samego końca. Zaskoczyło nas osadzenie Pana Wilson`a w takiej roki, który zresztą świetnie sobie z nią poradził. Polecamy!
Kretyńska fabuła, żałosna reżyseria i kompletne dno aktorskie. Czy naprawdę Hollywood produkuje już tylko takie gnioto knoty? Czy statystyczny widz już tak kompletnie zidiociał, że łyka takie produkcje? Jakaś przyczyna powstawania takich tragedii musi być. Mnie ten obraz zaczął irytowac po niespełna 10 minutach...