Dla mnie ten film najlepiej oddają dwie wypowiedzi. Jedna Meg: "To, że moje marzenia są inne niż twoje,nie oznacza że są mniej ważne". I druga Jo: "Kobiety mają i umysły i dusze. Oprócz serc, mają ambicje i talent, a także piękno. Mam dość ludzi, którzy mówią, że miłość jest wszystkim, do czego nadaje się kobieta" Bo to film o różnorodności pragnień, różnorodności wyboru życiowych dróg. I każda z nich jest dobra pod warunkiem, że wynika z własnych decyzji. Gerwig stworzyła opowieść jednocześnie wierną XIX-wiecznej powieści i na wskroś współczesną o dążeniu do wolności, niezależności i możliwości samostanowienia o sobie. Film pełen dynamizmu, energii, świeżości. Wspaniałe role wszystkich aktorek. Meryl Streep wcielająca się w zrzędliwą ciotkę daje doskonały komediowy występ. Jedynie do Chalameta nie mogę się przekonać.
Dokładnie to samo najbardziej zapadło mi w pamięć i myślę, że to miał przekazać ten obraz. Piękno i prawdziwość tego filmu dla mnie ukryło się właśnie w tych kilku słowach o marzeniach.
"Kobiety mają i umysły i dusze. Oprócz serc, mają ambicje i talent, a także piękno. Mam dość ludzi, którzy mówią, że miłość jest wszystkim, do czego nadaje się kobieta"
Ta wypowiedź miała jeszcze dalszy ciąg. Może pamiętasz? ;-)
Dokładnie :-)
A zatem feminizm - feminizmem, kariera - karierą, talent i ciężka praca...
Ale koniec końców wszyscy pragniemy miłości i bez niej nigdy nie będziemy w pełni szczęśliwi.
Takie przynajmniej jest moje zdanie :-)
Jasne. Każdy potrzebuje, nawet jak krzykliwie zaprzecza. Chodzi tylko o to, żeby to była miłość, a nie poddaństwo wymagające rezygnacji z siebie i swoich marzeń. Chodzi o to, żeby to była miłość szanująca odmienność potrzeb drugiej strony.
Oczywiście masz rację. Pamiętaj jednak i myślę, że ten film dobitnie to pokazuje, że wielka kariera z pełną samorealizacją, nie jest do pogodzenia z pełnym życiem rodzinnym i namiętną miłością - po prostu doba ma tylko 24 h...
Film genialny! Jestem wierną fanką Emmy Watson. Mądry przekaz, przepiękne kostiumy. Przeczytałam najpierw książkę, żeby mieć porównanie. Mam wersję ze zdjęciami z filmu wytwórni Poradnia K. Zakochałam się <3
ja zrobiłam tak samo. To był dobry pomysł bo mogłam bardziej wczuć się w całą historię. Sporo tam różnych wątków. Książka przepiękna faktycznie. Warto jest wydać trochę grosza, bo jakość pierwsza klasa. Nawet same zdjęcia w książce powalają!
(Spoiler) Ja się nad czymś zastanawiam. Jeżeli tak twardo nie chciała być w ramach, które narzuca społeczeństwo i nie miała takiej potrzeby - to po co na koniec jednak założyła rodzinę? Jak dla mnie - to zniszczyło obraz, który budowała przez dwie godziny filmu i który i tak nie był do końca wiarygodny. Moim zdaniem, wypadła jako najsłabsza z sióstr - wiele hałasu o nic. Ale to co mnie ciekawy jest czy ona naprawdę to zrobiła? Mam wrażenie, że ta końcówka filmu nie była rzeczywistość, tylko "ekranizowany" koniec z książki, bo tak wydawca chciał (bohaterka musi wyjść za mąż) a że ona nadal w sumie jest samotną pisarką. Czy też macie takie wrażenie że to jest tylko w jej wyobraźni?
Oczywiście ze tak. Jej zakończenie jest opowiedziane wydawcy, ale nie zdarzyło się w rzeczywistości.
Co nie zmienia faktu, że Jo jest samotną osobą i jako taka nigdy nie będzie w pełni szczęśliwa. Będzie spełnioną pisarką, która nie będzie miała z kim dzielić swojego szczęścia
"kariera z pełną samorealizacją, nie jest do pogodzenia z pełnym życiem rodzinnym i namiętną miłością -" poczucie bycia kochanym nie oznacza zaraz a) życia rodzinnego z dziećmi b) życia rodzinnego która oznacza brak realizacji zawodowej. Wystarczy albo podzielić są równo tymi obowiązkami. albo może dla odmiany mężczyzna może je przejąc. Problem solved
Wojtekrot - zgadzam się w 100% z Twoimi komentarzami! Ale odnoszę wrażenie, że bardzo niewiele osób w ten sposób odebrało film. Niestety fragment "ale czuję się taka samotna" jest nagminnie pomijany w recenzjach, a zdecydowanie zmienia wydźwięk całości - dla mnie ta scena i film w ogóle bardzo dużo zyskały dzięki temu dopowiedzeniu :)
Dla mnie ważne była dalsza część wypowiedzi o tym do czego stworzone są kobiety. Myślę że bardzo dojrzałe ze strony Jo pogodzenie się z tym że nie musi być inna, wyjątkowa i zbuntowana i czasami nie ma nic złego w posiadaniu "przeciętnych" marzeń.
Fakt była dalsza część wypowiedzi. Ale jedno nie wyklucza drugiego. Można być niezależną i nie być samotną.
Powiem tak- fabuła jest chaotyczna, ale w 1 części filmu nie zwracałem na nią uwagi, dałem się prostu porwać klimatowi, tym szczęśliwym i nieszczęsliwym chwilom z życia sióstr, ale potem już to zaczęło męczyć, i ta forma już zaczęła nudzić i mocno przerosła treść, ale są momenty i elementy które w tym filmie naprawdę doceniam
Małe kobietki z roku 1994 urzekły mnie bardziej, film ma w sobie niesamowitą świeżość. Jo gra Winona Ryder, zapadły mi w pamięć słowa wypowiadane przez nią w obronie kobiet i ich praw, że kobieta jest człowiekiem, i jest równa mężczyznom.
Nowa wersja jest interesująca natomiast momentami czułam zmęczenie podczas oglądania, czego nie odczułam przy wersji z roku 94. Wiadomo- ile ludzi tyle gustów.
Ale w XXI wieku kobiety przestały już cenić swoje umysły i zdolność samodzielnego,poprawnego myślenia i robią tylko to co modne i do tylko do modnych ideologii się dostosowują. Teraz modny jest feminizm, więc wszystkie patocelebrytki,influenceki,a nawet niedzielne katoliczki się z nim "utożsamiają" podczas gdy kilka lat temu modne było przekonywanie wszystkich wkoło,że blondynki nie mają mózgu,że to gatunek skazany na porażkę i liczą się tylko brunetki,które są najlepsze,najmądrzejsze i pozostali powinni im buty czyścić,a rude nie liczą się w ogóle:) "Modne"też było hejtowanie aktorek za atrakcyjny lub "brzydki" wygląd, nadwagę/otyłość,rzekome lub potwierdzone operacje plastyczne, wybory życiowe (małżeństwa,rozwody,brak lub "nadmiar"dzieci,ich życie seksualne,aborcje lub urodzenie dziecka pomimo zagrożenia życia) Współczesne polskie kobiety nie mają w sobie nic z pierwszych feministek,którymi się rzekomo "inspirują".Nie potrafią działać inteligentnie i dyplomatycznie,są chamskie,wredne, egocentryczne i patrzą z pogardą na kobiety które nie są tak"silne" jak one lub mają odmienne poglądy,a nawet nakręcają na nie hejt.Walczą tylko o swoją wygodę,to że innym kobietom, mniej "cwanym życiowo"dzieje się gorzej niż im nic ich nie obchodzi,jedynie oskarżają je o "uległość wobec patriarchatu".To ich ulubiony zarzut.Podpinają się pod osiągnięcia sufrażystek,a 120 lat temu same obrzuciły by je kamieniami i spałowały, jak ówczesna władza.
Za to fajnie, że Ty żyjesz w ubiegłym stuleciu ;p.Prawdziwe feministki szczerze wspierające i empatyczne wobec tych "słabszych" kobiet to wymarły gatunek.I ta twoja pogarda wobec mnie,bo mam inne zdanie.Krok cię tylko dzięki od agresywnego napadu z wyzwiskami Jakie to typowe dla was- nowoczesnych FEMINAZISTEK:)
Ja mogę przedstawić ci mnóstwo dowodów potwierdzających że współczesne "feministki" są właśnie takie,jak piszę. A ty- masz jakieś konkretne argumenty na potwierdzenie twoich przekonań? Co wywalczyły dla ciebie współczesne feministki? xD
Hejtowanie tradycyjnych rodzin i nazywanie ich nierobami żyjącymi z 500 plus,wyzywanie kobiet,które zdecydowały się na więcej niż jedno dziecko od krów rozpłodowych, dyskryminacja na rynku pracy matek właśnie przez takie bezdzietne szefowe -karierowiczki - feministki, pogardzanie gospodyniami domowymi i traktowanie ich jak nieudaczników życiowych, leniwisi,bezrobotni mężowie bijący swoje pracujące na dwie zmiany żony w imię "równouprawnienia".To zawdzięczasz współczesnym feministkom :)
Nie zgadzam się. Sama jestem feministką i nikogo nie hejtuję. Sobie i innym mądrym kobietom (feministkom) zawdzięczam niezależność, samodzielność, szacunek do samej siebie bez względu na to, czy jestem w związku, czy nie. Zawdzięczam samodzielne podejmowanie decyzji, co do mojego życia bez poczucia winy i mam gdzieś, czy to się komuś podoba czy nie. Zawdzięczam odwagę w prezentowaniu swojego zdania chociaż jest ono odmienne od zdania innych. Zawdzięczam możliwość życia w zgodzie ze sobą, chociaż wielu ludzi to irytuje. Wiele kobiet dzięki współczesnym feministkom zawdzięcza to, że nie muszą godzić się na przemoc fizyczną, emocjonalną, seksualną i ekonomiczną. I znajdują realną pomoc. Wiele kobiet dzięki współczesnym feministkom wie, że nie muszą zgadzać się na seks (też małżeński), gdy nie mają na to po prostu ochoty, że jedno "nie" ma wystarczyć. Tysiące, miliony kobiet na świecie wiedzą, że mają prawo robić karierę, nie muszą rodzić dzieci, jak nie mają na to ochoty, albo rodzić, gdy tego chcą. Walczą o swoje prawa i wygrywają, chociażby w Ameryce Południowej. I jak któraś z kobiet chce być gospodynią domową, żoną, matką i to jest jej wybór - nic mi do tego.
A mi się zdaje, że film lepiej podsumuje:
- Zależy mi na tym, żeby być kochaną
Chcę być kochana.
- To nie to samo co kochanie
To jest problem większości ludzi na świecie.
"Kobiety mają i umysły i dusze. Oprócz serc, mają ambicje i talent, a także piękno" - no cóż, teraz tylko pozostaje udowodnić to w realnym świecie :)