Bardzo piękny film, oglądam go ostatnio w kółko, kończę i zaczynam od nowa.
Pierwsze oglądanie było ciężkie, nie mogłam odróżnić bohaterów, wszystkie angielskie twarze zlewały mi się i nie mogłam powiązać wątków. Ale od drugiego razu było OK.
Pokochałam członków tej rodziny, chociaż przeraża mnie matka - świetna jest scena, w której szczeka ona jak pies, bo sama jest jak zły pies. Zastanawiam się, czemu jest tak zgorzkniała, co spowodowało taki smutek i niechęć do męża, boję się, żeby kiedyś nie być podobną do niej.
Bohaterowie są ciągle w drodze, coś jak sztafeta, jeden dochodzi do celu, i wędrówkę podejmuje inny. Spieszą się ciągle dokądś, czegoś szukają. To jak droga życia, jakieś zagubienie w kolorowych światłach ciągle tętniącego miasta. A temu poszukiwaniu towarzyszy piękna muzyka Nymana, świetnie zgrana z obrazem, wyrażająca emocje wewnętrzne bohaterów. Zapadające sceny, jak wesołe miasteczko, sztuczne ognie, twarze ludzi na ulicy, na meczu, twarze ludzi czekających na wyniki loterii, smutnych, marzących o wygranej, która może odmienić ich życie - czy na pewno? I scena, w której ojciec tańczy z sąsiadką, tak niedużo potrzeba, żeby przeżyć chwilę szczęscia.
Bardzo głęboki obraz współczesnych mieszkańców miast, ich życia, pustki, fałszywych marzeń o szczęściu.
I trzy siostry, z których najbardziej lubię delikatną i miłą Nadię, i małe szczęście, które każda z nich znajduje wbrew wszystkiemu.
Mądry, dobry film, który przypomina o tym, co naprawdę w życiu się liczy.
Mona, skąd Ty masz ten film?! Próbuję go zdobyć od lat! Błagam, podziel się nim! :-)
Film kupiłam kiedyś dawno na płycie chyba w Saturnie. Dawno go nie oglądałam, ale lubię myśleć, że go mam. :)
Trzeba rozejrzeć się za płytą.